Rano obudziła mnie śniezyca i -6C na dworze. Kompletna załamka, na dodatek to drugi dzien swiąt więc znajac francuzów pewnie nie bedzie zadnego pługa a solarki ogloszą strajk. Pierwsze 300 km przejechalem, ze srednia predkoscia 40 km/h, poźniej też nie było lepiej, dopiero od Lyonu pogoda poprawila sie na tyle, ze mozna było jechac z normalną prędkością. I tak po kolejnych 12h dotarłem pod Barcelone, mijając super windsurf spot Loucate i Pireneje.